poniedziałek, 26 lutego 2018

Sci-Fi

Ostatnio idąc do pracy przechodząc przez jedno z większych skrzyżowań w moim rodzinnym mieście spostrzegłam, że większość podróżujących posiadaczy czterech kółek jeździ samotnie. Wpadła mi do głowy myśl, że to straszne marnotrawstwo zasobów, bo w końcu można by się z kimś umówić, kto ma podobny dojazd do pracy. W dobie car-sheringu, ubera, itd, to aż dziwne, że nie zrobiło się to bardziej popularne. Rozumiem, że to trzeba się zorganizować, zgadać, podzielić kosztami. Mam świadomość, że nie zawsze właściciel auta ma też ochotę na branie dodatkowej odpowiedzialności za współpasażerów, albo po prostu woli jeździć w pojedynkę.

Nie mniej jednak wpadł mi do głowy taki pomysł, rodem z filmów ukazujących dalszą lub też bliższą nam przyszłość. Samochody modułowe! Jeżeli jesteś jedynym pasażerem, to nie potrzebujesz całego 5 osobowego samochodu tylko dla siebie. Jeżeli masz jednoosobowy moduł to masz silnik, kierownicę, fotel i trochę miejsca na tzw bagaż podręczny. Nie tracisz też energii na wprawienie w ruch tych setek kilogramów, które tworzą miejsca dla nieobecnych pasażerów.

Wyobraź sobie, że odwozisz rano dzieci do przedszkola i szkoły. Wsiadasz rano pod domem w trzy osobowy samochód przystosowany dla Ciebie i twoich dzieci. Odwozisz najpierw młodsze do przedszkola i tam też od razu zostawiasz jego moduł. Następnie jedziesz, że starszym do szkoły i tam też zostawiasz dziecko (w szkole) i moduł (pod szkołą). Następnie jedziesz spokojnie do pracy.
Jeżeli po dzieci przyjeżdża Twoja druga połówka też nie ma problemu - odbiera jedno dziecko z modułem spod szkoły, jedzie do przedszkola (lub w odwrotnej kolejności). Nie ma problemu z dublowaniem fotelików samochodowych, zabawą w wygodne ustawienie fotela i zagłówków czy też indywidualnym wystrojem wnętrza ;-).

Mam świadomość, że od strony technologicznej sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, chociażby kwestia bezpieczeństwa, sposobu bezpiecznego łączenia modułów i wiele innych. Stawiam na to, że najpierw do szerokiego użytku wejdą autonomiczne pojazdy elektryczne. No ale, pomarzyć zawsze można :-D


poniedziałek, 19 lutego 2018

Stare nowe piosenki

Jakiś tydzień temu usłyszałam w radiowej Trójce nową wersję jednej z najbardziej znanych / rozpoznawalnych piosenek norweskiej grupy A-HA. Utwór stary jak (mój) świat, wydany 1984 oryginał brzmi tak:


Pewnie nigdy nie zwróciłabym na niego większej uwagi, gdyby nie wspomniana wyżej nowa wersja z koncertu MTV Unplugged. No i zakochałam się! 
Nie ukrywam, że powiew świeżości wniosła rezygnacja z syntezatorów i popowego rytmu. Nagle słowa weszły na pierwszy plan by móc w pełni wybrzmieć. Tym sposobem z dyskotekowego kawałka dla urodzonych w czasach gdy dzieciństwo spędzało się na trzepaku, mamy piękną piosenkę o miłości. No i mamy wersję z 2017 r.:


Swoją drogą nie sądziłam, że MTV wróciło do robienia koncertów z serii unplugged. Ostatnio, gdy miałam tą (wątpliwą) przyjemność kontaktu z tą telewizją nie puszczali muzyki, tylko jakieś serialowe głupkowate miś-maś.